Recenzja książki Agnieszki Mojmiry Antonik – Wicca. Religia czarownic dla tych którzy chcą wiedzieć i zrobić pierwszy krok, by doświadczyć.
Po przeczytaniu książki nie mogę ukryć rozczarowania, że pierwsza na polskim rynku książka o wicca, napisana przez wiccankę nie odbiega poziomem od literatury języku polskim, z którą mieliśmy do czynnia do tej pory. Nie powala.
Pierwsze rozczarowanie przyszło już w momencie czytania wstępu. Dowiedziałem się z niego, w dużym skrócie, że książka powstała po to, aby osoby, które nie są wiccanami, mogły dowiedzieć się, od inicjowanej wiccanki, czym wicca jest i ? jak rozpocząć samodzielną praktykę. Innymi słowy, książka nie jest przeznaczona, dla tych, którzy pragną zostać wiccanami, ale dla tych, którzy zechcą być czarownicami eklektycznymi.
We wstępie autorka pisze, że wicca jest dla wszystkich samodzielnych i odpowiedzialnych ludzi. Nie zgadzam się z tą tezą. Dla mnie, jako arcykapłana jest jasne, że wicca jest, przede wszystkim dla tych, którzy są powołani przez naszych bogów. Niektórzy są bardzo samodzielni, nawet za bardzo, a inni znacznie mniej.
W dalszej części, co prawda mówi, że termin wicca odnosi się do osób inicjowanych, ale stwierdzenie to pozostaje w sprzeczności z celem książki określonym we wstępie.
Podobną konfuzję powoduje zaliczanie do wiccańskich tradycji tych ścieżek, które wicca nie są, a które powstały być może z inspiracji wicca. Razi tu niekonsekwencja. W wydawnictwie, które ma dać popularnemu odbiorcy rzetelny obraz wicca, dobrze byłoby wspomnieć o tym, że wiele tzw. wiccańskich tradycji nie ma z wicca wiele wspólnego.
Opis Koła roku odnosi się do eklektyzmu, a nie do wicca. Począwszy od nazw poszczególnych sabatów, a na obrzędowości skończywszy. Owszem, jest to interesujące, może i nie jednego zainspiruje, choć jak dla mnie zbyt duży nacisk położono na to, co powierzchowne, a nie na to, co istotne. Przypisywanie poszczególnym sabatom korespondencji, trąci tanią instrukcją dla chcących poznać wicca w weekend.
Opis esbatów jest bardzo uproszczony, i podobnie jak w przypadku sabatów, dający instrukcję dla początkujących. Brakuje wskazania tym, co często podkreślają doświadczeni arcykapłani, że przede wszystkim należy wczuć się w nastrój święta, na jego odczuwanie w konkretnym miejscu i konkretnym czasie.
Opisując esbaty, autorka popełnia też błąd. W roku jest 12 lub 13, a nie 13, jak podała. Pełny cykl zamyka się w 3 latach. No i nie ma czegoś takiego jak miesiąc słoneczny.
Opis narzędzi jest mieszaniną faktów i mitów. Opis rytuału nawet nie sygnalizuje jego istoty, skupiając się na formie. Sam rytuał nie jest rytuałem wiccańskim, lecz po prostu jakimś rytuałem. Nie ma czegoś takiego jak wiccański rytuał otwarty, nawet jeśli słowo wiccański umieści się w cudzysłowie.
Rozdział o magii nawiązuje do tradycji książek o magii Cunninghama. Więcej komentarza tu nie potrzeba.
Paradoksalnie najwyżej oceniam rozdział o wiccańskich bogach oraz o inicjacji. Ten pierwszy ma ten walor, że mówi napradę niewiele o bogach, a każe skupić się na własnych poszukiwaniach. Ten drugi mówi o odczuciach samej autorki związanych z procesem dochodzenia do inicjacji.
Pozytywnie odbieram także rozdział dotyczący kowenu. Nie narzuca jedynego sposobu rozumienia, jak kowen powinien działać skupiając się na tym, co istotne w jego pracy.
Gorzej wypadł rozdział o kapłaństwie. Autorka wypowiada dość arbitralne sądy w sytuacji, gdy w obrębie wicca rzeczywistość jest o wiele bogatsza. To z jedej strony. Mam na myśli informacje o tym, kto może być nazywany arcykapłanem lub arcykapłanką. Z drugiej strony uwzględnia coś, co wicca nie jest, a mianowicie ?wicca? saksońską Bucklanda.
Także informacje o stanie wicca w Polsce dość ryzykownie podane. Powód jest prosty, zawsze należy założyć, że się nie zna wszystkich kowenów i wiccan, bo część z nich ma zwyczaj pracować w ukryciu, nawet przed innymi wiccanami. To podpowiada rozsądek.
Rozdział poświęcony różnym rytuałom przejścia jest nawet sympatyczny, ale z wicca mający nie wiele wspólnego. Można przeżyć życie jako wiccanin i nigdy nie uczestniczyć w żadnym z tych rytuałów w odniesieniu do własnego życia. Wicca nie jest religią społeczną, jest religią kapłańską. Wiccańskie rytuały odprawia się w kręgu, wraz z innymi kapłanami. Społeczność takich obrzędów zakłada ich otwartość. A ta wyklucza wiccańskość.
Całkowicie rozczarowuje zakończenie książki. Niestety znajdują się tam nie do końca prawdziwe informacje dotyczące praktyki rytualnej polskich wiccan, a będące być może, ekstrapolacją doświadczeń autorki, które nie są reprezentatywne. O ile mi wiadomo, większość polskich wiccan, świętuje w swoich kowenach w Polsce lub za granicą. W otwartych, ogólnopogańskich rytuałach nie uczestniczy z braku czasu, bo święta się zazwyczaj pokrywają. W tym kontekście nawiązanie do konfliktów w środowisku pogańskim jest zupełnie niezrozumiałe, sugerującym, że być może celem książki nie było przekazanie wiedzy o wicca, ale udowodnienie sobie i światu, że własne wybory były słuszne. Cóż, materiał do przepracowania przez autorkę. Jest też zupełnie niezrozumiałe w kontekście całej książki.
Czy warto polecić te książkę czytelnikowi? – Prawdę powiedziawszy, nie wiem. Podobną dawkę informacji można znaleźć w internecie, na stronach prowadzonych przez wiccan i niewiccan. Jeśli miałbym polecać z czystm sumieniem, to książki bym nie polecał. Zgromadzony materiał, raczej nadaje się na stronę internetową, którą zawsze można zmodyfikować w razie potrzeby. Moim zdaniem, autorka zabrała się za pisanie książki o wicca zbyt wcześnie.
29 marca 2011 r.